środa, 16 maja 2012

Dieta ogórkowa

Jak zwykle po zakończeniu sezonu w prasie namnożyło się plotek, spekulacji i zwykłych życzeń. Kluby zakończyły rywalizację na murawie, ale nikt nie ma wakacji. Rozpoczął się sezon ogórkowy, działacze heroicznym wysiłkiem próbują zatrzymać zasłużonych graczy i dokooptować nowych, przetłoczyć trochę świeżej krwi. Przy czym w realiach europejskich oznacza to wzmocnienia, w polskich utrzymanie stanu z roku poprzedniego, nawet jeśli ten nie był najlepszy.

Paradoksalnie trudniejsze zadanie czeka rodzimych działaczy. Rudniev już z Lecha odszedł, podobno za 3,5-4 mln euro, czyli za cenę całkiem przyzwoitą. W Hamburgu, bo tam wylądował cieszą się jak małe dzieci, że ściągnęli następcę Lewandowskiego w Poznaniu. Niewielka w tym jednak pociecha dla kibiców "Kolejorza", bo pieniądze pójdą na bierzącą działalność, po poprzednim sezonie w budżecie zostały głownie pustki, okraszone pokaźną dziurą. Trener Mariusz Rumak, który wyrósł na trenerskie odkrycie minionego sezonu zapowiedział już, że od skutecznej walki w Europejskich Pucharach ważniejsze będzie zbudowanie zespołu na lata. Krążące tu i ówdzie plotki o zainteresowaniu Lecha graczami Polonii Warszawa, czy Widzewa, nawet jeśli pozostaną tylko plotkami pokazują kierunek, w którym pójdzie zespół z Bułgarskiej.

Jeszcze "weselej" może być w Warszawie. Józef Wojciechowski ma zamiar definitywnie skończyć z piłką. Nie pierwszy, ale tym razem już podobno na 100% ostatni raz. Podobno. Opcje są 3. Pierwsza: sprzedać klub w całości innemu inwestorowi. Prawdopodobieństwo to liczba w okolicach zera, z tendencją do wartości ujemnych. Klub z ćwierć-stadionem, z garstka kibiców i rozdmuchanymi do granic wynagrodzeniami piłkarzy. Ktoś chętny? Opcja druga: wysprzedać chociaż piłkarzy. To mogłóoby się udać, gdyby ceny były atrakcyjne, nie mówię już o promocji. Ale Wojciechowski chciałby odzyskać zainwestowana kasę, więc o atrakcyjnych cenach nie ma mowy. Przynajmniej na razie. Gracza z Polonii trzeba nie tylko kupić za sporą cenę, ale i dopieścić go odpowiednią, zbliżoną do polonijnej pensją. Nikogo w Polsce na to nie stać. Wojciechowski wykopał sobie dołek, teraz przyjdzie mu się z niego wygrzebywać. Opcja trzecia: to ewentualnie przystąpić do rozgrywek, z takimi zawodnikami jacy zostaną. Czyli prawdopodobnie z większością obecnej kadry. Trener Michniewicz już zapowiedział, że taką Polonię chętnie poprowadzi.

Rywal zza miedzy, czyli Legia kultywuje tradycje pt: "sprzedajmy najzdolniejszych zawodników gdziekolwiek, a później kupimy podstarzałe gwiazdy, które do niczego się nie przydadzą". Niecałe pół roku temu zespół opuścili Rybus, Borysiuk i Komorowski. Na ich miejsce zakontraktowano Nacho Novo i Ismaela Blanco. Obu w klubie już nie ma. Przyznaję bez bicia. Byłem pewien, że Novo wniesie do zespołu nową jakość, że okaże się prawdziwym wzmocnieniem. Myliłem się. Mylili się również działacze Legii. Ja potrafię się przyznać, z mojej pomyłki nie wynikło nic. Cechą jednak dobrego zarządzającego powinna być umiejętności uczenia się na błędach i wyciągania odpowiednich wniosków. Zespół został osłabiony i była to jedna z przyczyn przegranej walki o mistrzostwo. Ktoś wyciągnął wnioski? Nie sądzę. Po Michała Żyrę i Rafała Wolskiego już ustawiają się kolejki chętnych. Marek Jóźwiak póki co zarzeka się, że nie są na sprzedaż. Czas pokaże, czy działacze warszawscy są zdolni do nauki na własnych, przecież błędach.

Z różnych powodów rewolucja czeka dwa inne czołowe kluby: Wisłę Kraków i Śląsk Wrocław. W Krakowie, po kiepskim sezonie zapowiedzieli "repolonizację" zespołu, czyli stawianie na graczy krajowych. Idea piękną, ale jak ciężko jest z naszymi piłkarzami wie choćby Franciszek Smuda, który do kadry pozaciągał piłkarzy wychowanych za granicą, mających choćby pół przodka  z Polski. Jacek Bednarz jest jednak stanowczy, do tego stopnia, że nawet Maor Melikson jest na sprzedaż "za odpowiednią cenę". Jacka Bednarza ceniłem jako piłkarza, jako prezesa mniej, bo nie zapomnijmy że to już drugie jego podejście do Wisły w tej samej roli.

We Wrocławiu idzie na noże. Kilku piłkarzy anonimowo (cóż za odwaga) pożaliło się w prasie, że dłużej z trenerem Lenczykiem nie wytrzymają i że albo oni, albo on. A, że w samym klubie za autorytarnym Lenczykiem nie przepadają, to pojawiły się już plotki, że jego miejsce ma zając Adam Nawałka. Z perspektywy kibica powiedzieć mogę tylko jedno: ręce opadają. W każdym liczącym się, lub chcącym za taki uchodzić klubie zakres obowiązków trenera nie jest rażąco mniejszy (o ile nie większy!)od tego jaki ma w Śląsku Lenczyk. To u nas utarł się schemat, w którym dyrektor sportowy, bez konsultacji z trenerem sprowadza graczy, a szkoleniowca zadaniem jest posklejać z tego drużynę. Władza nad transferami kusi każdego, bo przelewa się tam sporo pieniędzy, nie licząc już faktu, że jest to stanowisko bardzo dobrze płatne. Piłkarze tez najwyraźniej przesadnie uwierzyli w swoje umiejętności, skoro myślą że bez Lenczyka są w stanie walczyć o coś więcej niż utrzymanie. Swoje 3 grosze do zamieszania dorzuca też podobno pewien polityk, związany już kiedyś ze Śląskiem, a którego rywalizacja z Rafałem Dutkiewiczem doprowadziła do podziału wśród kibiców koszykarskich.

Inna sprawa to fakt, że wielu graczom kończą się kontrakty, a sytuacja finansowa wciąż jest bardzo niepewna. Piotr Celeban podobno kontynuuje rozmowy z Legią. Nie zaszkodziła mu przyśpiewka, w której bardzo jasno stoi, co się o Legii we Wrocławiu myśli, a którą śpiewał podczas fety na wrocławskim rynku. Jarosławowi Fojutowi zdarzyła się niemiła niespodzianka. Ze względu na kontuzję umowę zerwał z nim Celtic Glasgow. Śmiać się z tego nie należy, przynajmniej nam. Sytuacja taka to jednak w pewnym sensie hihot losu, który w taki sposób odpłaca Fojutowi za tragiczną rundę wiosenną i za teoretyczne raczej zaangażowanie w sprawy klub, który w innej sytuacji mógłby przedłużyć z nim kontrakt. W takim jednak wypadku nie wyobrażam sobie, by Fojut mógł w klubie pozostać. Jak co roku agent Mariana Kelemena sprzedaje go za granicę, co roku jednak Słowak zostaje we Wrocławiu. Oby zostało tak i tym razem. Z zespołem definitywnie żegna się Dariusz Pietrasiak, choć w związku z ostatnią aferą należałoby już napisać Dariusz P. Sypie się więc obrona i trzeba sobie zadać pytanie, czy to na pewno źle? Fojut i P. byli na wiosnę najsłabszymi ogniwami zespołu, to ich błędy nierzadko kosztowały drogo cały zespół. Żal jedynie Celebana, za pozostałymi dwoma Panami ni jedna łza nie popłynie.

Spokojnie i sielankowo niemal jest w Chorzowie. Nikt na Górnym Śląsku zwalniać trenera Fornalika nie zamierza, szybciej znaleźli by się chętni by stawiać mu posąg. Ze składu najprawdopodobniej nie odejdzie żaden z podstawowych graczy, nie należy też liczyć na poważne wzmocnienia, bo "Niebiescy" do potentatów finansowych nie należą. Tworzą jednak w pewnym sensie rodzinę, z której nikt nie chce odchodzić, mimo że w innych miejscach mógłby zarobić lepiej. To w dosyć sympatyczny sposób odróżnia ten klub od reszty stawiki, gdzie ponad dobro zespołu stawia się własne interesy, niezależnie czy są to interesy działaczy czy piłkarzy. Każdy ciągnie kołdrę w swoją stronę, ale zazwyczaj bywa tak, że kołdra w którymś miejscu okazuje się za krótka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz